Zachmurzony łeb

O rozwoju, zmianie, strachu i stracie, o tym wszystkim, co przez nieustanny pęd za większą kasą robi technologia, czyli czego nie unikniesz w przyszłości.

Wcale nie musisz znać się na technologii by zauważyć trend zmian w tym obszarze. Znając się na niej zauważasz szczegóły, które są jedynie flarami wystrzeliwanymi podczas ogólnoświatowego sztormu. Tak, sztormem nazywam to, co dzieje się aktualnie w tym obszarze. Szybkość zmian doprowadziła nie jednego użytkownika przeróżnych technologii do zadania sobie pytania, „że niby, co mam wreszcie wybrać?”. Gdy prześledzimy historię rozwoju technologii zauważymy, że wszystko zaczęło się nakręcać wraz z rozwojem elektroniki na poziomie podzespołów, aby przejść w obszar rozwoju elektroniki wraz z logiczną częścią zwaną oprogramowaniem. Badania konsumenckie pokazywały, że kupujący np. telewizor wymieni go za 10 lat, co dla producentów telewizorów wcale nie było takie wesołe, szczególnie, że w przekazie sygnału telewizyjnego nic się nie zmieniało, więc jakoś nie było zewnętrznego bodźca by „zmusić” ludzi do wymiany na nowszy model. Mijały lata a sprzęt w naszych domach wymienialiśmy wtedy, gdy „pan elektronik” powiedział, że tego się już nie da naprawić. Lata 80-90 były rajem dla elektroników. To oni z teczuszkami ruszali w miasto naprawiać Gold Stary, Rubiny i inne takie wynalazki.

Akceptacja niskiej, jakości produktu była w naszym społeczeństwie całkiem normalnym zjawiskiem. Ważne, że gra i coś tam widać. Gdy nastała era Internetu w Polsce dokładnie tak samo się wszystko zaczęło, akceptacja niskiej, jakości usługi i produktu również była olbrzymia. Co z tego, że strona się wolno ładuje, to wina mojego modemu i poczekam na nią, bo może jest tam coś ciekawego? Wraz z rozwojem akceptacja zmalała, jednak zmalała do nieznanego poziomu. Powiem szczerze, nie znam go. Mam wrażenie, że nikt go nie zna. W rozwoju technologii panuje taki sztorm, że sam dziś stojąc przed półką z telewizorami nie jestem w stanie powiedzieć, który z nich jest najlepszy. Technologia wprowadziła całkiem nowy rozdział w swoim istnieniu: stwórz tak wiele czynników decyzyjnych by podejmujący decyzję nie był w stanie jej racjonalnie podjąć na podstawie obserwacji parametrów.

Dokładnie to samo dzieje się w Internecie. Portale, usługi, serwisy internetowe tworzą unikalne właściwości, przez, które czuje się jak małe dziecko przed ścianą lizaków o dowolnym smaku. Wiem, że dziś mogę wybrać tylko jeden jednak czuje, że jeśli ten wybiorę to może się okazać, że któryś z tych pozostawionych będzie mi lepiej pasował. Im więcej wiesz tym bardziej jesteś skołowany, szczególnie, gdy widzisz, że ktoś kupuje dany produkt nie, dlatego że akceptuje parametry, które posiada, lecz dlatego, że nic o tych parametrach nie wie. Gdy prowadzisz biznes tego typu zachowania klientów na rynku wywołują fale strachu o przyszłość. Pojawia się rywalizacja nie na poziomie, jakości produktu czy jego parametrów a na poziomie odpowiednio dobranych słów i przekazu w obszarze reklamy.

Ja rozumiem, że reklama dźwignią handlu. Czy jednak, gdy reklama staje się jedynym powodem podejmowania decyzji to nie jest to duży problem? Czy gdy okazuje się, że jakość usługi, jej parametry, bezpieczeństwo nie są już czynnikami wyboru to nie ciągnie to za sobą obniżenie bariery wejścia i obniżenie jakości serwisów? Czy to nie doprowadzi do kolejnego przełomu podobnego jak odbył się, gdy pojawił się Internet? Czy właśnie nie stoimy po pas SocInterNecie – społecznościowym systemie rekomendacji, który próbują ogarnąć takie firmy jak Google, Microsoft i Facebook?  Jedno jest pewne jak staliśmy po pas zanurzeni w rozwoju serwisów informacyjnych na początkach Polskiego Internetu nie spodziewaliśmy się takiej popularności naszych usług.