„Nie da się!”

Kolejny wpis na weekend – bez spięcia do porannej kawy. Mam nadzieje, że da Wam do myślenia, bo kiedyś podobny do tego przekaz odmienił moje życie. Tym razem słów parę o podejściu do świata w stylu „nie da się”.

Wiem dobrze, o czym piszę, „nie da się” to była moja mantra przez wiele lat. Myślę, że wiele osób przez to słowo przestała szanować moją osobę – powściągliwie mówiąc. Bo, gdy masz świadomość, że to, o co Cię prosi człowiek jest średnio wykonalne najłatwiej w ustach pojawia się zwrot „nie da się”. Jest krótki, zwinny, stanowczy i precyzyjny. Działa jak skalpel w rozmowie – uwalnia od zbędnych tłumaczeń. „Nie da się” wlecze ze sobą ciężar porażki, jaką sami sobie przygotowujemy wypowiadając te słowa. Użycie ich to wiąże się z reakcją, jaką wywołuje kubeł zimnej wody na rozgrzanej słońcem głowie np. ulubienicy. Twój współpracownik, szef czy klient nawet wiedząc o posiadanej przez Ciebie wielkiej wiedzy i tak poszuka kogoś z bardziej przyjaznym „modułem komunikacyjnym” i w najlepszym przypadku postawi go pomiędzy Wami.

Bardzo często ludzie mówią „nie da się” bo tak jest prościej. Chcą, aby ktoś zrezygnował z pomysłu. Dlatego, że szanują kogoś czas i chcą uchronić go przez pomyłką. Najczęściej „nie da się” jest spotykane u ekspertów, którzy poprzez szereg doświadczeń wiedzą, że ta ścieżka, ten pomysł czy ten kierunek jest błędny. Aby ukrócić męki pytającemu używają kategorycznego „nie da się”. A, że ekspertem zwykle jest osoba, która popełniła wszystkie błędy w wąskim obszarze profesji a przez to często wie, o czym mówi. Jednak wiedza w głowie eksperta, jeśli tylko tam pozostaje jest średnio pomocna.

Scenki rodzajowe z tym zwrotem przypominam sobie w różnych stadiach swojego rozwoju. A to czasem ktoś pytał o możliwości techniczne, a to ktoś chciał pisać swój własny system, choć na rynku było dziesiątki innych dobrych rozwiązań a czasem na odwrót. Było tego od groma i powiem szczerze, dziś jest mi wstyd. Jest mi głupio jak o tym myślę. I piszę o tym, bo może Was uchronię przed tym uczuciem w przyszłości.

Rozgrywki słowne na „nie da się” są poważnym błędem w komunikacji. Recepta i lekarstwo na tą przypadłość jest prosta, usuń z tego zwrotu słowo „nie”, tak jak ja teraz napisałem ten cały tekst bez żadnego „nie” poza cudzysłowem i to nawet dodatkowo bez żadnego ukrytego, jako część słowa. To słowo, które powinno się pomijać jest złe. Ma zerową wartość a to już jest wystarczający powód, aby przestać je używać. W związku z tym zachęcam Cię do zadawania pytań szefowi, współpracownikom czy klientowi. Pytaj ile wlezie, pokazuj przypadki, rozwiązania. Oni tego od Ciebie oczekują. Skoro pytają to znaczy, że przychodzą po twoje wiedzę. Skoro przychodzą to znaczy, że jeszcze Cię szanują. Wykorzystaj to, jako lewar do budowania swojej wartości. Przestań być z boku, przejmij inicjatywę i zaproponuj rozwiązania, bo to do ciebie należy. Takimi krokami zmienisz swoich współpracowników, im więcej im dasz tym więcej będą Ci oddawać. Błędne są także ślepe, bezmyślne opowieści, że wszystko się da. Tego też trzeba pilnować, jednak propozycja rozwiązań i opowieść o zagrożeniach to najlepszy afrodyzjak do wspaniałej twórczej współpracy. Dlatego namawiam Cię, przestań używać „nie” i zacznij od większego optymizmu – bo to najczęstszy powód braku poszukiwania odpowiedzi na pytania, które wokół Was się pojawiają.