Galerianka

Niejednokrotnie rodzi mi się w głowie analogia Internetu i serwisów w nim zawartych do nomenklatury związanej z handlem. Sklepik, Sklep, Dyskont, Giełda, Spożywczy, Market, Supermarket – tymi nazwami można obdzielić blogi, portale, aukcje, sklepy e-comm, społecznościówki. O tym właśnie tu napiszę.

Wyobraź sobie, że to, co piszę w tym blogu to ręcznie robione figurki w jakimś malutkim sklepiku, antykwariacie z zaśniedziałymi oknami, do którego wpadasz z różnych pokręconych powodów. Przemyka przez ten sklepik kilka setek ludzi dziennie by pooglądać, co tu nowego poukładałem lub zachęcony przez różnych wcześniejszych klientów z zaciekawieniem oglądają wcześniejsze produkcje. Etap ekskluzywnego prowadzenia sklepu z antykami jest ciekawym zjawiskiem, dużo ludzi z podobnymi aspiracjami i doświadczeniem wymienia się wiedzą ku chwale tematyce, jaką się zajmuje.  Atmosfera pozbawiona przypadkowych klientów, szukających zaczepki Antków Imigrantów. To szczególny moment w rozwoju bloga – moim zdaniem finalne stadium. Kolejnym krokiem w rozwoju jest wybór związany z przekształceniem bloga w serwis informacyjny z wyraźnym liderem na froncie (tak to już kilku bez wskazywania palcem zrobiło) lub odbicie w inne obszary inicjatyw wokół internetowych.

Skoro prowadzenie bloga można porównać do prowadzenia antykwariatu to jak się domyślasz serwisy społecznościowe np. Facebook są supermarketami. Szwarc, mydło i powidło zalewane sosem z kminkiem – tu właśnie Ci, którzy zdecydowali się na przejście w kierunku serwisu informacyjnego brylują na salonach otwierając drzwi każdemu przechodzącemu klientowi. Każda marka ma tu swój sklep czasem olbrzymi (np. Danone z Małym Głodem) a czasem malutki. Czym handlują zapytasz? W zasadzie to niczym, bo supermarket Facebookowy daje nam pozory wartości, sprawia, że to, co widzimy traktujemy, jako najlepszy wybór. Jeden z moich znajomych mówił ostatnio, że Facebook za pomocą sprytnych mechanizmów (bo nie robią tego ludzie) decyduje, co dla nas jest najważniejsze. A robi to, dlatego, że znając ciebie i twoich znajomych próbuje dopasować zawartość „super-sklepu” do tej grupy.

Czy mi się nie podoba w tej galerii handlowej? Gdy co chwile przelatuje któryś z moich znajomych z „super” ciekawym dla niego „produktem” wykrzykując „lubię to…”, „lubię to…”? Nie umiem odpowiedzieć, bo jestem w tym supermarkecie i w nim się udzielam, ponieważ gdy Cię w nim nie ma to nikt drzwi do twojego antykwariatu nie otworzy.

Wałęsam się więc po piętrach i zaglądam do różnych sklepów w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Jeszcze do niedawna znałem adresy wszystkich tych ciekawych miejsc i trafiałem do nich po to by zobaczyć, co u nich. Teraz to wszystko mam w supermarkecie wielokrotnie skonsumowane przez moich znajomych – wraz ich opiniami, co im najbardziej przypadło do gustu. I rozmyślam wtedy o unikalnych recepturach, które wyświechtane przez tysiące ludzi stają się nudne jak flaki z olejem.

I gdy tak promuje swoje produkty na facebooku czasem czuje się jak galerianka, uśmiechając się i mizdrząc do atrakcyjnych użytkowników zachęcając by na chwilę wyszli z tego supermarketu i trafili do mojego miejsca. Gdy już namówię, zastanawiam się, co po sobie zostawią, może komentarz („nowe spodnie”) a może i nawet dodadzą mnie do ulubionych („postawią obiad”).  Bo antykwariat, do którego nikt nie zagląda staje się taki jak przedmioty ustawiane w antykwariacie – niby mają wartość, jednak tylko na papierze, bo i tak nikt ich nie potrzebuje. Zapraszam więc do swego antykwariatu i liczę na „nowe spodnie”.