Facebook & Twitter: dopalacze dla wydawców

Czyli relacja z tego, o czym mówiłem na Social Media Standard 2010 oraz o tym żeby się nie poddawać, lecz pilnie poszukiwać innych możliwości.

Całkiem niedawno temu (13 grudnia 2010) miałem przyjemność wystąpić przed konferencyjnym audytorium i przedstawić swój pogląd na współpracę wydawców (np. blogerów) z sieciami społecznościowymi. Temat sieci społecznościowych, jako źródła aktywnych użytkowników na stronach wydawców wcale nie pojawił się wraz z powstaniem Twittera, Facebooka czy MySpace. Społeczności w Internecie istnieją od samego początku (tj. od momentu, gdy w sieci pojawiły się 3 osoby ze sobą się komunikujący). Sam fakt komunikacji ludzi przez Internet wytworzył społeczności dzielące się swoim spostrzeżeniami, uwagami czy po prostu informacjami.

Gdy do społeczności akademickiej dołączały firmy, które zarabiają na dzieleniu się informacjami pojawili się w sieci wydawcy. Oni to zauważyli, że istnieje szereg narzędzi, dzięki którym mogą zwiększać ilość swoich odbiorców. Narzędzia te nazwałem „dopalaczami” lub „używkami”. Od początków komercyjnych działań wydawców przewinęły się i przewijają się używki takie jak: e-mail, newsletter, usenet, katalogi WWW, Web ringi, reklamy graficzne, wyszukiwarki, seo, sem, blogi, sieci społecznościowe, social media optimization, social media marketing, serach engine reputation management i mógłbym tak wymieniać i wymieniać narzędzia, które sprawiają, że wydawcy mogą lepiej ściągać do siebie ludzi. Nazywam je wszystkie używkami, ponieważ do dzięki nim wydawcy realizują swoje cele, strasznie uzależniają i wywołują po rezygnacji z któregoś syndrom odstawienia lub wymagają natychmiastowego substytutu, aby utrzymać wcześniej osiągnięte parametry.

Budowanie swojej pozycji rynkowej o serwisy lub platformy, których zasady działania tj. regulamin współpracy może się zmienić bez żadnego ostrzeżenia jest prawie tym samym, co przewożenie ludzi samolotem bez przeglądów przed startem na lotnisku. Niejednokrotnie słyszymy o blokadzie czy usuwaniu stron fanowskich z Facebooka. O ile można rozumieć powód blokady za złamanie regulaminu przez administratora strony to całkowicie nie rozumiem powodów wielokrotnych blokad za jedynie zgłoszenie nadużyć. Mało osób wie, że często blokada kończy się skasowaniem kont również administratorów, co oprócz samej straty fizycznego dostępu do „fanów” doprowadza do straty materiałów, treści czy wypowiedzi poszczególnych osób. Już dziś istnieją serwisy, które swoje parametry oglądalności realizują w większości poprzez obecność w sieciach społecznościowych.

Usunięcie konta z takiej sieci jest w związku z tym porównywalne do usunięcia z wyników wyszukiwania. W swojej prezentacji próbowałem przekazać ostrzeżenie. Ostrzeżenie przed uzależnieniem się od ruchu generowanego przez „używki”. Trzeba pamiętać by nasz produkt był bez nich odpowiednio silny, by nasi użytkownicy do nas wracali i chcieli z naszych serwisów. Czasami po prostu mam wrażenie, że agencje, które przygotowują olbrzymie akcje promocyjne na np. Facebooku średnio myślą o tym, co się stanie z produktem, gdy przestaną rozdawać „kubki”, „klikacze” czy podkładki pod myszki…