Audiobook dla dorosłych

Mówi się, że Ci którzy kochają zapach świeżo zadrukowanej książki oraz lubią skupienie podczas czytania stron „analogowych” książek nigdy nie dadzą się namówić na cyfrowe ich wersje. Tym bardziej nie zaakceptują wersji czytanych przez lektora. Mam wrażenie, że to nie jest prawda, że coraz więcej moli książkowych przekonało się do czytników elektronicznych (Kindle & Co.) oraz coraz bardziej popularne stają się wersje czytane czyli książki audio.

Czytania książek nie mam zamiaru wychwalać, to oczywiste – kto nie czyta ten trąba, głupi jest i basta. Jak czyta nie ma znaczenia, choć dla mnie geeka powinno mieć znaczenie, na swoim sprzęcie mam szybki dostęp do wielu ulubionych książek nie muszę nosić za sobą ważącego 150 kilogramów regału z książkami, ale na prawdę nie ma znaczenia.

Są jednak sytuacje i miejsca w których z przyjemnością poświęcilibyśmy wolne przebiegi świadomości na to by czytać. W zatłoczonym pociągu, tramwaju, autobusie. W samochodzie, samolocie. Podczas koszenia trawy, na plaży, w trakcie łowienia ryb i w tysiącu innych sytuacji,  których nie mam zamiaru do jutra wymieniać. Jednak w tych sytuacjach to dosyć ciężko pochłaniać te książki. A to telepie literkami, a to gwar z duży, a to na spławik trzeba patrzeć, a to co jakiś średni zakręt ktoś wpada na Ciebie by przygnieść Cię do ściany.

Powiem Wam, czasem nawet jak mamy ochotę poczytać, za żadną cholerę nie idzie.  Z pomocą przychodzą jakże polsko brzmiącą nazwą audiobooki inaczej książki audio. Według mnie można używać słuchowiska to najlepsza nazwa jednak nikt nie był na tyle kreatywny by osadzić audiobooki w tej nazwie. A jak to z większością nowości nie wytworzonych w Polsce (np. tablet) pobraliśmy nazwę z języka angielskiego.

Bywały czasy gdy namiętnie słuchałem różnych książek, wydawane były misyjnie z myślą o osobach niewidzących i niedowidzących. Teraz, mam wrażenie, że popularyzuje się ten sposób pochłaniania książek. A z tym pojawiają się pewne problemy, których wcześniej jakoś nikt nie zauważał.

Gdy kupowałem książkę nigdy nie zastanawiałem się czy jest ona odpowiednia dla różnych grup wiekowych. Po prostu kupowałem ją i po przeczytaniu stawiałem na regale. Rodzice również nie chowali przede mną książek. Stały i czekały na moje oczy. Nawet teraz gdy na regale jest wiele książek, nie mam problemu z tym jakie w nich słowa drzemią. Przecież moje dzieci jeszcze nie potrafią czytać więc co najwyżej muszę się martwić o albumy z różnego rodzaju sztuką. A gdy już będą potrafić wszystko zwali się na autora.

Przy książkach audio zaczynam się już zastanawiać, czy udźwiękowiona opowieść o Reinmanie z Bielawy chędożącym dziewkę lub ekscesy rodziny Borgiów a nawet intrygi w Grze o Tron mogą stać się dosyć niebezpiecznym materiałem w uszach moich dzieci. Fakt dostępności tych książek na sprzęcie z którym spędzają trochę czasu bez mojej kontroli daje mi do myślenia ale tylko dlatego, że znam te pozycje i wiem w co w nich jest. A co z książkami, które dopiero poznam?

Rodzice maluchów dziś wiedzą, że pewne gry są niebezpieczne, że pewne filmy nieodpowiednie, nie wiedzą jednak czy dana książka w rękach (uszach) jest odpowiednia. Nie mówię, żeby jakoś to ograniczać, warto jednak się zastanowić czy gdzieś nie pojawiła się tu luka, która może być kłopotliwa i może warto pomóc rodzicom.

Jest wiele książek, które można czytać dzieciom. Wszyscy wiemy, że nie muszą być to bajki. Może warto wzorem rozwiązań używanych w amerykańskim przemyśle muzycznym (explicit lyrics, parental advisory, explicit content) w danym audiobooku umieścić informacje (np. na wstępie) o użytym wulgarnym języku autora książki, lub wymaganiu podjęcia decyzji przez rodzica, a może specjalne znaczniki które pozwolą rodzicom wypipkać te „sceny”?

A może się niepotrzebnie martwię? Ta myśl do mnie dotarła ponieważ właśnie jeden z naszych piłkarzy publicznie przed kamerami orzekł, że muszą od początku napierdalać by wygrać, za moimi plecami siedziała córka, całe szczęście nie podłapała, jednak na razie uważam że nie powinna.