Pasja, energia, dnie i noce pełne pracy, uśmiech, pot i łzy to wszystko, z czym spotkasz się oglądając poczynania ludzi uruchamiających swój biznes. Na pewno nie spotkasz tam nudy, marnotrawstwa, długiego procesu decyzyjnego, bizantyjskich struktur, wyścigu szczurów czy skomplikowanych procedur zakupu papieru do drukarki.
Startup – bo o nim mowa – to początkowy etap każdego przedsięwzięcia, zespół chwil, w których mało kto wie o pomyśle, a samo przedsięwzięcie jest pod ostrzałem bezlitosnych krytyków, nieustająco brakujących zasobów. Jednym słowem partyzantka.
Nie zawsze, startup jest oddzielną firmą w znaczeniu prawa. Jedno jest pewne dobrze się rozwija, gdy jest działaniem określającym pomysł, sposób wykonania, dostępne zasoby i perspektywę sukcesu. Jestem nawet przekonany, że te, które nie funkcjonują w modelu „wiem, co robię” szybko swoim wyniszczającym chaosem doprowadzają do frustracji właścicieli, którzy wcześniej czy później porzucają kłopotliwe biznesy.
Internet a startupy.
W Internecie startupy pojawiają się jak przypływy w oceanie. Cyklicznie w sieci pojawia się informacja, że ktoś zarobił na sprzedaży swojego serwisu dosyć duże kwoty. Wystarczająco duże, by stać się motywacją dla niezliczonych tabunów pseudo twórców – fanów łatwych pieniędzy w zasadzie przekonanych, że wystarczy mieć dobry pomysł i trochę zaparcia, a miliony czekają za rogiem.
Niestety nic z tego, ten model nigdy się nie sprawdził. Jednym z najważniejszych powodów jest fakt, że startupy nie mają wartości, nikogo nie interesuje pomysł bez jego efektów. Mało osób rozumie, że inwestorzy nie kupują pomysłów, inwestorzy na podstawie wiedzy o pomyśle, planach rozwoju i osobach je prowadzących są w stanie za część udziałów udostępnić kapitał do rozwoju.
Wyobraź sobie, że startujesz w wyścigu kolarskim, ale żeby go wygrać oprócz swojej motywacji, techniki, wiedzy i energii potrzebujesz też rower, na który cię nie stać. Inwestorzy to Ci, którzy wierzą w Twoje zdolności i za odpowiednie efekty dokładają do przedsięwzięcia rower. Po wygranym wyścigu z reguły Ty dostajesz medal, a inwestorzy biorą część lub całość wartościowych nagród.
Anatomia sukcesu startupów
Ci, którzy naprawdę zarobili na Internecie to ludzie, którzy zaangażowali się finansowo, emocjonalnie i czasowo w swoje przedsięwzięcia i doprowadzili je do sukcesu – innej drogi nie ma. Startup osiągający sukces z zasady jest realizacją wizji, potrzeby i pasji pomysłodawcy. Pomysłodawca jest więc silnikiem całego przedsięwzięcia, od niego zależy w większości wypadków sukces. Jeśli potrafi zarazić inne osoby do korzystania ze swojej usługi, potrafi rozpoznać rynek i stworzyć na nim miejsce do własnej ekspansji jest szansa, że osiągnie swój cel. Jego motywacja jest kluczem do przetrwania ciężkich chwil, które trwają do momentu osiągnięcia masy krytycznej pomysłu.
Z mojej analizy internetowych sukcesów startupów wynika, że 2 lata to minimalny okres, w którym można liczyć na jakieś odbicie (koszty vs. zyski). W tym okresie należy przygotować się na zwątpienie, na częste próby modyfikacji założeń, na rozmowy z ludźmi, którzy nie wierząc w Twój pomysł będą tworzyć atmosferę porażki. Moje obserwacje pokazują, że im więcej wyrzeczeń wymagał pomysł, tym mocniejszy jest biznes, a to przekłada się na zyski, które jest w stanie przynieść.
Co jakiś czas w głowie zapalonego pasjonata pojawia się pomysł na całkiem nowy biznes. By móc się nim zająć, sprzedaje dobrze poukładaną, wykształconą machinę pełną sukcesu, bardzo często za duże pieniądze. I tak właśnie pojawia się informacja, która motywuje innych do podjęcia swojej próby, często na krótko i bez wytrwałości, choć czasem pełnej energii i sukcesu.
Czy moonopol jest startupem? Tak, emocjonalnym!
Czy osiągnie sukces? Tak, już to zrobił!